Wiem, że jestem pipa totalna bo od roku tu nic nie napisałem i ogólnie się obijam. Mogę pisać o życiu rodzinnym, dzieciach itp. żeby się usprawiedliwić ale tak naprawdę jak kto ma dzieci to wie i rozumie, a jak kto nie ma to pewnie i tak nie zrozumie dopóki się nie dorobi więc sobie odpuszczę. Powiem tylko, że mam silną wewnętrzną potrzebę więcej robić w związku z szeroko pojętym "hobby" więc spróbuję nieco reaktywować moją działalność tutaj.I napisałem spróbuję, żeby potem nie było że obiecywałem i słowa nie dotrzymałem.
Niemniej jednak chciałem nieco nawiązać do tematu o którym miała być ta notatka. Otóż panowie z Chapterhouse Studios, którym jakiś czas temu źle wróżyłem (o TUTAJ) nadal trzymają się na powierzchni w batalii prawnej z Genialnym Wydawcą i jak na razie nie mają zamiaru kapitulować. Co mnie poniekąd cieszy bo w sumie jako klient lubię mam możliwość wyboru od kogo kupować. W każdym razie chłopaki zrobiły ostatnio lifting stronce przy okazji którego dodali parę nowych produktów, ale dzisiaj chciałem tylko o jednym wspomnieć a mianowicie o zestawie który się nazywa TRU-Scale Knight Praetorius Conversion Kit. W ogólnym zarysie jest to zestaw, który pozwala nam zbudować sześć modeli prawie-nie-space-marines, ale w proporcjach nieco zbliżonych do tego co można spotkać w naturze przy podkreśleniu ich wzrostu bardziej pod kątem lektur BL niż figurek z plastikowych zestawów (czyli o głowę wyżej niż reszta wszechświata). I chciałem tylko zauważyć że zgłoszona przeze mnie prawidłowość nadal działa. Tzn. zestaw przedstawiony zawiera tylko niektóre elementy, natomiast trzeba dołożyć własne łepetynki oraz ręce z uzbrojeniem. Czyli mojej niszy nadal nikt nie zapełnił. A szkoda...
Święta, święta i po świętach. Szczerze mówiąc to chyba dobrze bo ani to w tradycji naszej nie za bardzo wesołe święta, ani dla organizmu najzdrowsze bo tyle żarcia się przecież nie wyrzuci i trzeba zjeść. Wykorzystując jednak chwilę wolnego czasu postanowiłem zmusić się by obrobić zdjęcia i napisać artykuł, który w zasadzie będzie bardziej "tutorialem" (czy tam poradnikiem dla purystów).
Do produktu o którym chciałem w dwóch słowach powiedzieć dotarłem metodą nieco okrężną. Otóż w którymś z egzemplarzy Newsletterze CMON otrzymałem informację o nowym produkcie, który wprowadzają do oferty pod nazwa Instant Mold. Produkt ten wzbudził spore zainteresowanie wśród ludzi, którzy nie koniecznie korzystają z instrukcji obsługi jaka znajduje się w pudełko, bo nie da się ukryć potencjał ma spory. Żeby nie rozpisywać się zbytnio, jest to materiał który w temperaturze pokojowej posiada właściwości zbliżone do gumy, który jednak pod wpływem stosunkowo niewielkiej temperatury (około 80 stopni - czyli wystarczy kubeczek z wrzątkiem) nabiera mocno plastyczności i staje się podobny do plasteliny. W ramach dodatkowego bonusu, kiedy jest plastyczny dwa przecięte kawałki możemy tak jak przy plastelinie na powrót połączyć, przez co przynajmniej w teorii możemy go używać wciąż na nowo.W ramach różnych analiz i dyskusji na forach okazało się, że produkt ten to bynajmniej nie nowość a jedynie przeniesienie koncepcji z dalekiej Azji, gdzie cudo to występuje pod nazwą Oyumaru:
Odkryłem więc sklepik dla plastyków, który toto posiada w ofercie (przy okazji poza nieco korzystniej wypadającą ceną, Oyumaru daje jeszcze drobną radość w postaci występowania w szerokiej gamie radosnych kolorków :D ), skrzyknąłem kilku "ziomków z branży" i zamówiliśmy dwie paczki na próbkę. Jako, że testuję to od paru tygodni i wrażenia mam skrajnie pozytywne, chciałem się podzielić przemyśleniami pod tytułem "jak, po co i czemu" (zresztą obiecałem to już paru osobom, więc przynajmniej upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu :P).
Nie... Nie świeci w ciemności...
Generalnie tworzywo dociera do nas w postaci swego rodzaju "batoników" o wymiarach w przybliżeniu 6x1x0,5cm, pakowanych w paczuszkach po 6 batoników. My w ramach próby dzieliliśmy się po 3 takie klocki na łeba (czyli 1 paczka na 2 osoby) i z racji faktu, że tworzywo to poddaje się nieźle recyclingowi wydaje mi się że taka ilość powinna spokojnie wystarczyć modelarzowi, który coś od czasu do czasu dłubnie, ale nie zajmuje się tym niejako "zawodowo". Od razu dodam, że filmowo pokazane łączenie dwóch kawałków ma swoje pewne uwarunkowania o których trzeba pamiętać, aby rezultat końcowy był zgodny z oczekiwaniami.
Prawie jak herbatka...
Otóż jeżeli jako niezbędnego źródła ciepła wykorzystamy zgodnie z sugestiami wodę (ja z takiego właśnie rozwiązania korzystałem), to musimy pamiętać o fakcie, że dwa kawałki masy po podgrzaniu ze sobą faktycznie się łączą. No ale z wodą już nie. Dlatego, jeśli nie będziemy pamiętać o właściwym usunięciu wody z powierzchni styku, to w efekcie końcowym otrzymamy jeden kawałek, ale z ukrytymi wewnątrz drobinkami wody, stanowiącymi coś nawet gorszego niż pęcherze powietrza w przypadku form silikonowych bo tu możemy się spotkać po prostu z formą przez środek której będzie przebiegała zupełnie niezamierzona, swoista "linia podziału". Podobnie rzecz ma się w przypadku zdejmowania formy z elementów - jeżeli pomiędzy element a masę wciśniemy drobinki wody, to w takich miejscach forma będzie miała ubytki i będzie się nadawać jedynie na przetop.
Tutorial podzielę na dwie części pod kątem dwóch różnych projektów. Od razu nadmienię, że kwestie związane z manipulowaniem prawami autorskimi są tu jak najbardziej otwarte, ale od siebie mogę tylko powiedzieć że jako istota lenia jeśli znalazłbym gotowe rozwiązania na rynku, to zapewne nie musiałbym się uciekać do takich właśnie rozwiązań.
Pierwszy projekt zakładał, że skoro GW produkuje takie fajne naramienniki dla mojego ulubionego legionu Iron Warriors, to dlaczego produkują je jedynie w wersji do Power Armour'a? A Terminatorzy to co - gorsi? Jak tak, to ja sam coś zadziałam w tym temacie.
Wypakowane z blisterka pady (przy okazji któregoś z zakupów w GW-On line zgromadziłem zapas na najbliższe 10 lat).
Oczywiście elementy sobie odrobinkę oszlifujemy, żeby potem baboli nie wycinać z kopii. Następnie podgrzewamy w kubeczku z gorącą wodą kawałek masy i wyjmujemy go (z uwagi na temperaturę wrzątku, poleca, raczej używanie pincety lub innego narzędzia, ale jak kto lubi):
Następnie element otrząsamy z wody (zwłaszcza dokładnie po tej stronie "gumki", którą będziemy dociskać do elementu) i dociskamy masę do położonego naramiennika, delikatnie rozprowadzając ją po całej powierzchni i ugniatać tak, aby weszła w każde zagłębienie, żeby potem jakiegoś detalu nie brakło w formie. Po zastygnięciu obcinamy nadmiar masy wzdłuż rantu naramiennika, pozostawiając formę samego wzoru z wewnętrznej powierzchni naramiennika.
Teraz, skoro mamy już formy czas na zastosowania praktyczne. W tym celu wykorzystamy plastikowe naramiennika z pudełka Terminatorów Chaosu. Do odciskania elementów wykorzystuję poleconą przez Bożydara masę Miliput Standard (yellow-grey), ponieważ ma fajną elastyczność na etapie zmieszania (taka mięciutka plastelina, bardziej nawet niż poxilina) dzięki czemu dobrze oddaje kształt formy, a jest dosyć twarda i podatna na obróbkę mechaniczną po stwardnieniu. Wadą jest stosunkowo długi czas wiązania (koło 6 godzin), ale ja sobie z tym radzę tak że zostawiam elementy na noc i rozformowuję następnego dnia. Mieszamy więc odrobinę składników, po czym gotową masę wciskamy w wykonaną formę, zdejmując potem z lica formy nadmiar masy tak, aby jak najmniej wystawało poza kontury elementów które odciskamy. Następnie przykładam formę z masą do plastikowego naramiennika tak, aby końcowe położenie elementu mi pasowało, dociskam do plastiku aby złapał przyczepność z Miliputem, po czym zostawiam tak dociśnięte do stwardnienia. Rano zdejmuję formę i delikatnie usuwam ewentualny nadmiar Miliputa za pomocą piórka modelarskiego i wykałaczki. Efekt końcowy poniżej, jak pomaluję kiedyś to pokażę jak wygląda ostateczny efekt.
Gotowe!
Element wycięty i gotowy.
Drugim projektem, przy którym wykorzystałem tą samą technologię było brakujące ogniwo ewolucyjne DE, czyli Venom. Jest taki Transport dedykowany w C: DE nowym, bardzo fajne ma zasady i tylko figurki brak. Na jedynej grafice w Codexie można się dopatrzyć pewnego podobieństwa do Eldarskiego Vypera, stąd najczęściej ludzie bazują właśnie na tym modelu przy tworzeniu swoich wersji. Sprzyja temu również spora ilość części, jakie pozostają po składaniu nowych plastikowych modeli do Mrocznych Uszatych, jak również względna prostota wykonywania konwersji. W zasadzie w miejscu wieży z bronią ciężką, należy wykonać przedział dla pasażerów, dołożyć drugi karabin i gitarka.
Dociskamy masę.
W związku z tym ja również (jak już pisałem, jestem z natury leniem) postanowiłem udać się tą drogą. Poczyniłem zatem odpowiednie zakupy (na szczęście ceny Vyperów na rynku są odpowiednio niskie), po czym zacząłem się zastanawiać jak prosto i szybko dorobić z tyłu platformę na której mogłoby jechać kilku koleżków. Z racji braku gotowego elementu, postanowiłem wykorzystać nową zabawkę i dorobić sobie podesty, wzorując się na elementach z nowego Raidera DE. Za wzór posłużył mi element tylnego podestu pokładu. Wyciąłem go, oszlifowałem i przygotowałem do zdjęcia formy. Dodatkowym składnikiem w tym przypadku okazała się płytka HIPS'u (zwanego również potocznie plasticardem), który stanowił swoiste "dno" formy - zapewniał, że górna powierzchnia formy będzie odpowiednio gładka i płaska. Gotową formę, możecie obejrzeć na zdjęciu poniżej. Zostało ono celowo nieco podrasowane aby wyraźniej pokazać układ górnej powierzchni formy.
Następnie przygotowujemy się do wykonania samego elementu. Wykorzystam od razu kawałek super-drutu-stalowego-modelarskiego (zwanego również w większości kultur spinaczem biurowym, co wbrew pozorom wychodzi na to samo), aby później mieć już gotowy szkielet do zamocowania podestu na korpusie Vypera. Po docięciu i umiejscowieniu drutu stalowego wypełniamy formę Miliputem, tym razem zostawiając trochę nadmiaru wystającego ponad powierzchnię formy i dociskamy równomiernie wypełnioną masą formę do powierzchni wcześniej wspomnianej płytki plasticardu, co da nam gładką również drugą powierzchnię gotowego elementu po czym pozostawiamy, żeby sobie stwardniała w pokoju.
Drucik - jest!
Miliput - jest!
Plasticard - jest!
Następnego dnia (przecie napisanie tego artykułu zajmuje mi 3 dni, to kiedy niby mam jeszcze przy figurkach sklejać) wyjmujemy sobie gotowy element z formy. Jak widać, mamy sporo masy wystającej poza obrys elementu, ale z tego właśnie powodu stosuję Miliputa - nożem modelarskim obcinamy nadmiar masy, po czym z pomocą pilnika i coraz drobniejszego papieru ściernego wygładzamy krawędzie i Voila!
Tadaaaam!!! Gotowe!! (Że niby fanfary grają!).
Tak przygotowany element nadaje się już do dalszej obróbki (na zdjęciu u góry widać też, że drucik został odgięty w dół, celem ułatwienia dalszego montażu). Przy pomocy kolejnych porcji Miliputa obrabiam jeszcze połączenie z korpusem Vypera w miejscu mocowania strzelca i w zasadzie tyle.
A efekt końcowy wygląda tak. Może i nie jest to najambitniejsza konwersja na rynku, ale z drugiej strony wykonana stosunkowo prosto i szybko z dostępnych pod ręką materiałów.
Podsumowując całość eksperymentu - zdecydowanie sukces. Produkt spełnił pokładane w nim nadzieje, jest naprawdę trwała (na chwilę obecną 6 odciśniętych "podestów" bez uszkodzeń formy, a należy mieć na uwadze że rzeźba odciskanego elementu do najprostszych nie należy), dosyć dobrze oddaje szczegóły (z pewnością nie jest to tak dokładne odwzorowanie, jakie daje forma z lanego silikonu ale z drugiej strony jeśli porównamy pracochłonność i koszt do wyniku końcowego to ciężko się nie zgodzić że jest dużo korzystniejsze), łatwa w obróbce (naddatki i zbyteczne części odcinamy po prostu nożykiem). Z pewnością nie jest to narzędzie do masowej produkcji drobnych elementów jak również nie za wiele pomoże zupełnie początkującym modelarzom, ale z czystym sumieniem mogę polecić każdemu kto lubi i umie popracować trochę przy przerabianiu modeli, zwłaszcza że nie jest to produkt drogi (w naszym przypadku zakup z przesyłką do polski wyszedł około 35zł za paczkę, co przy podziale dało koszty rzędu18zł na osobę). W mojej ocenie 10/10.
Jako, że mi ładne nagłówki ostatnio wychodzą to dzisiaj też cytacik. Dla niezorientowanych co do źródła cytatu, odsyłam do artykułu na Wikipedii. Oczywiście ten artykuł o kartografii traktował nie będzie, bo wszak w tej dziedzinie na scenie czterdziestkowej mamy już autorytety których nie będę podważał (dla nieczytujących Treja, odpowiednio linki tutaj, tutaj i tutaj). Ja chciałbym omówić kolejną markę działającą w branży figurkowej a mianowicie Heresy Miniatures.
Vincent B. Ruddock :D
Ta firma jest IMHO typowym przykładem tego, że niekiedy pasja i umiejętności znaczą więcej niż najlepszy marketing czy program komputerowy do rzeźbienia figurek.Sercem firmy jest tak naprawdę jeden człowiek - Andy Foster, który sam rzeźbi modele (jest samoukiem), odlewa je (częściowo sam, częściowo przy pomocy z zewnątrz) i sprzedaje w swoim sklepie internetowym. Ma do tego paru ludzi do pomocy przy pakowaniu/wysyłaniu, ale to ylko pomoc techniczna - głównym motorem jest nadal on sam. I tak od paru lat działa z pomocą dosyć wiernego grona fanów którzy spotykają się na założonym przez niego Forum of Doom, które jest również domem dyskusji dla innych mikro-firm, takich jak np. omawiane wcześniej Hasslefree, czy też Eolith czyli firma znanego głównie z wielu nagród Golden Daemon Steeve'a Buddle'a.
W ofercie firmy znajdziemy przegląd naprawdę różnych tematów - zarówno w klimatach Sci-Fi, jak i Fantasy. Sam autor nie ukrywa że o ile stara się pracować w zgodzie ze swoim artystycznym sumieniem, to jednak prowadząc tego typu działalność trzeba się z tego utrzymać. Stąd zdecydowane ukierunkowanie na tematykę, która się jednak nieźle sprzeda i pozwoli opłacić rachunki. Nie jest to w żaden sposób krytyka z mojej strony, bo siłą rzeczy tego typu produkty najlepiej trafiają w gusta graczy do których grona zalicza się autor niniejszego bloga. Tak więc znajdziemy spory wybór Demonów czy Undead'ów, obszerny dział Sci-Fi w którym mamy zarówno pokaźny gang pasujący do Necromundy, jak i sporo zróżnicowanych postaci tzw. "generic" sci-fi z których część z pewnością wyda się miłośnikom kina tego gatunku znajoma (zapożyczenia postaci są aż nadto widoczne). W tym samym dziale znajdziemy również zestawy broni (dostępne także w oddzielnym dziale Weapons) które idealnie spasowały mi do projektu ludków-składaków, więc leżą sobie spokojnie w skrzyneczce i czekają na chwilę bym podzielił się z wami ich recenzją. Mamy też oddzielne działy poświęcone Bohaterom (tu główną rolę grają wszelkie wariacje na temat Wielkiego Borisa, czyli potężnego barbarzyńcy będącego figurkowym alter-ego autora), Złoczyńcom czy też wreszcie DeathBall czyli kilka figurek football'owych (ciekawe do jakiej gry mogą pasować :P). Część modeli pojawia się kilkakrotnie, będąc przypisanym różnym działom jednakże polecam przejrzeć szczegółowo bo naprawdę sporo tam ciekawych inspiracji, zwłaszcza jeśli poszukujemy modeli mniej powszechnych z dużą dawką poczucia humoru, włącznie z dostępną w sklepie kolekcją halflingów - min. Zombie Halfling, łowca czarownic Van Halfling czy Ghonad the Halfling Barbarian.
Miało być o smokach (no w końcu jest w temacie, nie?) więc na koniec chciałem wam coś pokazać. Andy miał od jakiegoś czasu zajawkę, żeby wyrzeźbić sobie smoka. Ot takiego normalnego zwierza ze skrzydłami, ogonem i zębatą paszczą. I zajawkę tę pielęgnował, w przerwach miedzy rzeźbieniem normalnych modeli. Zajęło mu to dwa lata z okładem, w trakcie których niektóre elementy przerabiał dwu lub trzykrotnie. Ale pod koniec zeszłego roku pokazał zdjęcia ukończonego modelu, który na chwilę obecną przechodzi z tego co wiem końcowe bóle procesu produkcyjnego. Ocenę pozostawię wam, więcej zdjęć znajdziecie tutaj. Ja tylko powiem, że mam skarbonkę do której odkładam drobne, żeby w ciągu dwóch lat móc uzbierać tyle pieniążków żeby sobie na coś takiego pozwolić.
I jeszcze na koniec słowem pocieszenia, dla którzy odkryją że model "Alien Bounty Hunter" z działu Sci-Fi wyprzedał się w całości. Andy pracuje właśnie nad nową wersją. Już się nie mogę doczekać.
Na początek muszę napisać, że mi głupio. No bo się odgrażałem, że będę coś aktualizować a tu trzy miesiące cisza. Podwójnie mi głupio było, jak na Wojnie Światów co rusz mnie ktoś zaczepiał i pytał czemu nic nie piszę. Wobec tego z racji chwilowej niedyspozycji zdrowotnej (dyskopatia na odcinku lędźwiowym - bueeee....) postanowiłem coś stworzyć. Mam nadzieję, że potrwa to dłużej niż ten tydzień wymuszonej nudy, ale niestety z uwagi na pracę i rodzinę obiecać tego nie mogę. No ale ma mnie żona jeszcze po tyłku kopać.
Tymczasem, żeby nie było że nic nie robiłem w figurach w tym czasie, mały "Sneak Peek" mojego flagowego projektu, czyli "zrób-to-samosie" nabierają realnego kształtu:
... powiem teraz "a nie mówiłem?" Dla tych, którzy nie mieli okazji zauważyć np. na forum Gildii okazało się, że nie ja jeden mam wątpliwości co do tego gdzie leży granica własności intelektualnych i podobne stanowisko zaprezentował w stosunku do ekipy Chapterhouse Studios Genialny Wydawca. Na chwilę obecną sklep zbiera datki poparcia na rzecz walki z działem prawnym GW, choć osobiście nie widzę dla nich zbyt wielkich szans. Szkoda tylko, że potencjalnie może zniknąć sklep oferujący dosyć ciekawe moim zdaniem produkty.
W ogóle to miałem plany, że ten blog będzie aktualizowany nieco częściej niż raz na trzy tygodnie, zwłaszcza że Trej ostatnio nabrał rozpędu i mnie zawstydza no ale niestety tzw. życie miewa inne poglądy na tą kwestię. I tak ostatnio nawet sklejanie figurek poszło w odstawkę nie mówiąc o malowaniu, czy graniu (no jeden turniej to raczej wyjątek potwierdzający regułę). Niniejszym więc stawiam sobie zadanie w ramach postanowień świąteczno/noworocznych, że będzie tych aktualizacji ciut więcej i ciut częściej. Oby się na obietnicach nie skonczyło...
Wiem, wiem że to trywialne. Ale ile radości sprawia. A post na blogu, bo z okazji nadchodzących świąt Ścibor wypuścił naprawdę oryginalne produkty. Otóż poza standardowymi wariacjami na temat mikołajów, bałwanków i choinek w ofercie pojawiły się tematyczne bombki choinkowe. Powiem szczerze, że bardzo mi się podoba ten pomysł i jak znajdę sposób żeby się przed żoną usprawiedliwić to miejsce do zawieszenia się znajdzie.
I żeby nie było, że o mikołaju zapomniano model o wiele mówiącej nazwie "Snowman Slayer":
Czyli "dokąd idziesz". Choć raczej powinno być "jak idziesz", no ale to już nie brzmi tak ładnie i literacko, a jak wiadomo jedną z ważniejszych rzeczy jest chwytliwy tytuł. Tym razem będę kontynuować wątek "składaków", czyli projektu złożenia całego oddziału z wykorzystaniem minimalnej ilości części produktów Genialnego Wydawcy. Na tapetę idą zatem nogi.
Jak pisałem poprzednio z racji na niewielki wybór produktów dostępnych na rynku (miejmy nadzieję, że sytuacja ta będzie się z czasem zmieniała) zdecydowałem się na produkt o nazwie Knight Legs oferowany przez Micro Art Studio. Elementy dotarły do mnie w blisterku i od razu muszę powiedzieć o pewnym problemie na jaki natrafiłem. Otóż po rozpakowaniu, okazało się że 3 sztuki z zamówionych 10 posiadają spore przesunięcia linii formy, przez co raczej nie nadadzą się do pracy bez poważnych przeróbek modelarskich. Na szczęście wystarczyła krótka wymiana maili z fotkami opisującymi problem i dostałem błyskawicznie 3 nowe sztuki na wymianę (no powiedzmy, że błyskawicznie przy okazji przyjazdu chłopaków do Krakowa na Arenę, ale liczy się efekt). Także z jednej strony minusik wykonawczo, ale od razu spory plus za poważne i solidne podejście do klienta. Tym bardziej, że posiadam trochę produktów MAS i to był mój "pierwszy raz", jeśli chodzi o złą jakość odlewu.
Nogi wykonano z twardej żywicy, charakterystycznej dla produktów MAS przez co są z jednej strony nieco kłopotliwe w obróbce mechanicznej, ale z drugiej strony są trwałe i wydaje mi się, że nie będzie większego problemu z potencjalnymi uszkodzeniami gotowego modelu. Góra zwieńczona jest zaokrąglonym "łożyskiem", charakterystycznym dla połączeń modeli GW, do których ten konkretny produkt jest kierowany. Samo wzornictwo jest nieco odmienne od tego, co mamy w modelach Space Marines - nakolanniki z widocznym śladem elementu mocującego, czy rant "buta" bardziej przywodzący na myśl Adeptus Mechanicus. Fajnie, że nie starano się na siłę odtworzyć a raczej zrobić coś nowego bo nie tylko oddala to ewentualne pozwy o naruszanie własności intelektualnej, ale i pozwala na uzyskanie oryginalnego efektu końcowego a o to przecież chodzi. W moim odczuciu nogi są nieco zbyt szczupłe, ale o tym będzie troszkę więcej w kolejnym akapicie bo jest tego więcej niż jedna przyczyna.
Skoro powtarzam, że to produkt mający zastępować nogi w przypadku modeli Space Marines, zatem logika wskazuje, że należy dokonać porównania do oryginalnego produktu. No i tu następuje chyba największa niespodzianka:
Jak widać nóżki są wyższe i to sporo od tych z plastikowych zestawów. W efekcie końcowym będziemy mieli nieco zmienione proporcje całego modelu. Nie jest to koniecznie złą cechą, ponieważ jak zapewne część czytelników wie skala figurek, zwana potocznie "heroic-fantasy-28mm" lub jakoś równie pretensjonalnie, ma zachwiane proporcje w stosunku do tego co spotykamy w rzeczywistości (świetnie jest to opisane w tym artykule Ścibora - polecam). Jednak przy takiej sytuacji może się z kolei pojawić problem zbyt krótkich rąk modelu w stosunku do reszty ciała - będę to sprawdzał w praktyce.
Korpusik zgodnie z przewidywaniami pasuje bez problemu do standardowego tułowia produkowanego przez GW, choć może się przydać odrobina masy modelarskiej (np. Green Stuff'u) ponieważ mam wrażenie, że nie do końca są zbieżne promienie krzywizn i elementy nie będą do siebie przylegać całą powierzchnią a jedynie jej częścią, przez co naturalnie zmniejszeniu ulegnie powierzchnia klejenia. Po złożeniu całości, można zobaczyć zjawisko o którym wspominałem chwilę temu - gotowy model, będzie wyższy o jakąś głowę od standardowego plastikowego Space Marine. Dla porównania zamieszczam również zdjęcie ze starym metalowym weteranem, który wygląda zupełnie niczym młodszy brat ;)
Podsumowując, produkt jest fajny, niewiele trzeba przy nim robić (jeśli nie występują problemy wspomniane na początku, to w zasadzie nie było potrzeby piłowania, czy szlifowania - ot delikatna praca papierem ściernym), niezła jakość wykonania, może troszkę wysoka cena (na dzień pisania artykułu 28,5 PLN za 5 sztuk) ale też jakoś bez przesady. Moja ocena to 8/10 - można było chyba jeszcze popracować nad detalami projektu, bo jest dosyć surowy ale ogólnie z czystym sercem go polecam.
I na koniec mały "teaser" całości, żeby nie było że się całkiem obijam i nic w kwestii mojego projektu nie robię ;):